Opowiadanie świąteczne 1

 

Mikołaj też ma złe dni

      Obudził się rozdrażniony.
- Znowu to samo - pomyślał - dzieci, prezenty, uśmiechy, zdjęcia...
- Mikołaju! - zza drzwi dobiegło wołanie elfa. - Mikołaju, zaspałeś, a niedługo przyjdą dzieci...
-ZARAZ! - Mikołaj wściekły zakrył głowę poduszką. W końcu wstał. Ubierając się w czerwony strój mruczał wciąż do siebie: - Te dzieci - kiedyś były inne, miłe, grzeczne, uśmiechnięte. Teraz ciągną za brodę, kłócą się ze mną, że jestem nieprawdziwy...

      Mikołaj sięgnął po dzwonek, żeby wezwać elfa, który robił mu śniadanie.
- Sam sobie zrobię jedzenie. Nie jestem jeszcze taki zramolały - cofnął rękę zirytowany.

     Jednak - zamiast robić śniadanie - Mikołaj odsunął firanki z okna. Do szyby przylepiał nos mały chłopiec w śmiesznej czapce z pomponem, w paski. Ujrzawszy Mikołaja w podkoszulku i czerwonych spodniach mały uśmiechnął się nieprawdopodobnie szerokim uśmiechem.
- Co za uśmiech- dosłownie od ucha do ucha - pomyślał jeszcze Mikołaj, zanim zasunął szybko zasłonę. Ciągle zły - przebrał się w zwykłe dżinsy, sweter. Założył puchową kurtkę, buty i zaczął pakować plecak.
- Jak to oni mówią - spadam stąd. Dosyć. Mam dość zimnego Rovanieni, turystów, prezentów. Pojadę do ciepłych krajów, odpocznę sobie - mruczał zeskakując z okiennego parapetu wprost w zaspę śniegu.

      Już miał ruszyć w stronę stajni reniferów, kiedy uświadomił sobie, że wszyscy zobaczą, jak odjeżdża zaprzęgiem, a w dodatku elfy pracujące w stajni na pewno będą ciekawe, gdzie tak nagle wyjeżdża. Chyłkiem przemknął się na parking dla turystów. Rozglądając się sprawdzał klamki. W końcu udało się - jeden z samochodów nie był zamknięty. Mikołaj wsiadł szybko, spojrzał i zwątpił: - O rany, to zupełnie co innego niż zaprzęg. No nic, w filmach zawsze wyciągają z boku kierownicy jakieś kable - Mikołaj nerwowo zaczął szukać ręką kabli na obudowie kierownicy.
- Mikołaj! Ale ekstra! - za plecami Mikołaja ktoś wrzasnął. Mikołaj obrócił się do tyłu i znalazł się twarzą w twarz z chłopcem w śmiesznej czapce z pomponem.

      Już miał na niego fuknąć, kiedy mały zaczął mówić jak nakręcony: - Ale fajnie wyglądasz, lepiej niż w tym czerwonym stroju i wiesz co, to samochód mojego taty. On poszedł na chwilę, ale jak chcesz się przejechać, na pewno cię zawiezie i wiesz co - fajnie, że cię widzę i masz fajny domek, a gdzie twoje renifery? A masz...
- Słuchaj - przerwał mu Mikołaj - mam dosyć takich dzieciaków i chcę stąd uciec, więc albo powiesz mi, jak uruchomić ten samochód, albo bądź cicho i wysiądź i napisz mi wasz adres, żebym mógł zwrócić wam auto.
- Dlaczego chcesz uciekać?  Nie lubisz już dzieci i prezentów i Wigilii i jesteś zmęczony? -  mały chłopiec popatrzał na Mikołaja poważnie. -  I nie przyjdziesz do dzieci w tym roku?  A jak będą na ciebie czekały?  Ja zawsze patrzę, czy nadlatujesz zaprzęgiem i stawiam ci szklankę mleka i ciasteczka...  A może ci nie smakują? To powiedz, jakie lubisz mama na pewno potrafi je upiec, i wiesz co - zawsze jej pomagam, bo inaczej by się nie liczyło, że są ode mnie...
- Aha - mruknął tylko Mikołaj i poczuł, że robi mu się nieco głupio.
-A wiesz, mama mówi, że masz dobre serce, że starasz się o wszystkich pamiętać.  A jak chcesz odpocząć, to przywieź do nas prezenty na końcu - ja poczekam i zostań na kilka dni. Mama robi pyszne ciasta, a tata opowiada fajne historie, dostaniesz osobny pokój i będzie fajnie i  zrobię dla ciebie prezent. Obiecujesz, że przyjedziesz? - mały chłopiec z nadzieją wpatrywał się w Mikołaja.
- Właściwie - dlaczego nie?  - pomyślał Mikołaj. - W sumie to głupio tak uciekać. Nie wszystkie dzieci są w końcu takie złe. Ten mały jest naprawdę przejęty - Mikołaj spojrzał uważnie na małego chłopca. - Wiesz - podoba mi się twoja propozycja - powiedział do chłopca. I chyba z niej skorzystam -powiedział Mikołaj.

      Mały chłopiec uśmiechnął się nieprawdopodobnie szerokim uśmiechem. Mikołaj nie wytrzymał i też się uśmiechnął.
-Zapisz mi adres - powiedział i czekał uśmiechnięty,  podczas gdy mały chłopiec z wyciągniętym językiem gryzmolił swój adres na kartce. Wziął ją od chłopca,  podali sobie ręce.
- Do zobaczenia - powiedział Mikołaj wysiadając z auta.
- O dzień dobry. Ma pan świetnego syna - Mikołaj uśmiechnął się do zdumionego mężczyzny, który właśnie podszedł do samochodu.
- Pan Mikołaj? - wykrztusił tata małego chłopca.
-Tak - do zobaczenia.  Zajrzę do was w Wigilię i zostałbym parę dni, jeżeli nie ma pan nic przeciw temu - Mikołaj uśmiechnął się do mężczyzny.
- Aaależ nie, skąd, zapraszam - powiedział osłupiały tata chłopca.
-To do zobaczenia - Mikołaj odchodząc pomachał chłopcu i jego tacie. Spojrzał na iskrzący się śnieg, usłyszał śpiewane przez dzieci kolędy, przyspieszył kroku i uśmiechnął się do siebie.
- Co mnie właściwie ugryzło? To pewnie ciśnienie spada - pomyślał idąc w stronę swojego domku.


© WP; tekst Magdalena Nieczuja-Goniszewska

Komentarze